„FAREWELL TO CHILDHOOD”- Pożegnanie z dzieciństwem?
To z pewnością nie był jeden z ostatnich występów Fisha na scenie, jak domniemywali wątpiący w siłę „drwala” ze Szkocji. Kultowy album, który w latach 80-tych ubiegłego wieku był odtwarzany na kaseciakach i gramofonach aż do zdarcia taśmy i złamania igły – na dyskotekach, prywatkach czy w intymności klasowo-obozowego grona fanów Marillion, liczy już pełne 3 dekady.
„Farewell to Childchood” to pożegnalna trasa z tym właśnie materiałem. Dawni licealiści i ich peselo-podobni znajomi w tym czasie założyli własne rodziny, zasilili szeregi korporacji, urzędów, uczelni, wyjechali w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia, lub ustawili się w długiej kolejce po pracę… Czy ich dzieciństwo zdarzyło się w niewłaściwym miejscu?
Może nie warto szukać odpowiedzi…
Natomiast niedzielny koncert Fisha odbył się w bardzo właściwym miejscu– akustycznie pierwszoligowy, nowoczesny, ale bez zadęcia, klimatyczny (choć klimatyzacja do usprawnienia) klub Stary Maneż w Gdańsku był wypełniony po brzegi fanami o zastanawiająco zbliżonej średniej wiekowej – w dodatku Alicja wcale jej nie zawyżała!
Kilka pierwszych utworów pochodziło z ostatniej (2013) solowej płyty artysty- „A Feast of Consequences”, z której, jak sam przyznaje, jest najbardziej dumny. Fish stopniowo przygotowywał publiczność na prawdziwą ucztę …a feast… A potem wszyscy usłyszeliśmy doskonale znajome dźwięki „Pseudo Silk Kimono”– preludium do „Misplaced Childhood” – ciary…!- i choć to niemal lata świetlne w historii muzyki, bezlitośnie po wszystkich przetoczył się emocjonalny roller-coaster…
Młody mężczyzna w średnim wieku – spod męskich powiek strugi łez- Alicja już, już chce je otrzeć nieznajomemu, ale … „Kayleigh” przecież niejedno ma imię… niekoniecznie zresztą żeńskie i zapewne wiele historii o trudnej miłości wyświetliło się w pamięci wszystkich zasmucono-rozmarzonych …
Zbiorowe i zawsze wierne serce publiczności bije coraz mocniej w rytm „Heart of Lothian” … prawie tak jak wtedy, 30 lat temu…
Jeszcze tylko kilka utworów, ostatnie dźwięki zagubionego dzieciństwa … bis…. z „Misplaced Childhood” wykonywanym na żywo żegnamy się na zawsze. Wychodząc zauważyłam, że niektórzy mężczyźni właśnie dorośli po tym koncercie, ich wewnętrzne dziecko odnalazło w końcu właściwe miejsce w … przeszłości. Brawo!
Ach, ten Fish! Potrafi artystycznie wzruszyć, zachwycić niewiarygodną formą i rozbawić lub dać do myślenia, np. krzycząc ze sceny: „Poland is as fucked-up as Scotland!”-i może stąd emocjonalny związek z Polską, który deklaruje artysta?
„Be honest when you write.”- tak powiedział mi sam Derek Dick, czyli Fish w wywiadzie, który wkrótce na www.gdyby.eu
Szczerze więc przyznam, że do ciekawej rozmowy z artystą w przytulnym miejscu Starego Maneżu doszło nie tylko dzięki własnej determinacji Alicji, Waszej koncertowej korespondentki, ale także z pomocą życzliwego personelu klubu. Justyno i Angelino- dzięki po stokroć!
I jeszcze – ciekawe oblicze demokracji w wolnej Polsce… To prawda, Alicja nie jest „panią z telewizji” ani wysłanniczką żadnej stacji radiowej, nie pisze też dla Rolling Stone (jeszcze!) - z czystej pasji „koncertowo donosi” dla Was Wszystkich, małych i dużych Dzieci w Was, bo dzielenie się pasją jest zwyczajnie piękne… Będąc tak jak Alicja, trochę z choinki, trochę z kosmosu, trochę z każdego miejsca, w którym była - Wasza koncertowa korespondentka spotyka się z bardzo ciekawymi artystami i prowadzi inspirujące rozmowy. Cieszmy się zatem Piękną Niepodległą każdego dnia- we własnym domu, w kolorowym tramwaju, w fajnym klubie, nawet pomimo listopadowej szarugi za oknem!
Dla pełnej jasności- Alicja relacjonuje tylko te koncerty, na które sama kupuje sobie bilety. Możecie więc być pewni, że jej opinie, choć bardzo subiektywne i autorskie, są w pełni niezależne. „Be honest when you write…”