Rykarda Parasol w Starym Maneżu
Są tacy, którzy na występ danego artysty idą tylko raz i uważają, że wszystko już o nim wiedzą.
A Alicja właśnie była na trzecim koncercie Rykardy Parasol i nie może doczekać się kolejnego. Tak jak poprzednie, również i ten był zupełnie inny, a w niespełna dobę po tragicznych wydarzeniach w Paryżu, występ Amerykanki obecnie mieszkającej w stolicy Francji nabrał wyjątkowego znaczenia.
Filigranowa szatynka, klasyczny bob, długa, prosta czarna suknia- kwintesencja elegancji i wyrafinowania. W rękach gitara akustyczna, w tle dwóch muzyków- perkusja i klawisze. Tylko tyle. Cała reszta to przestrzeń, którą Rykarda po brzegi wypełniła piękną muzyką i swoim charyzmatycznym, niskim wokalem snując historie o miłości, tęsknocie, odwadze, samotności i śmierci. Jej najnowszy album „The Color of Destruction” – główny program koncertu – to opowieść o walce pomiędzy dwoma skrajnymi pragnieniami – zatopienia się w nicości lub spłonięcia w ogniu namiętności …
„That’s the risk you take
Be courageous and crazed…”
W drugiej połowie koncertu, już bez gitary, Rykarda pojawia się na scenie w długiej, czerwonej sukni, w rękach płomienny szal. Gotowa do podróży na jednym z siedemnastu statków sennie czekających na dziewczynę w czerwieni „..red was the color of her coat..” ? Zaproszenie od losu, by niechybnie utonąć w otchłani wzburzonego oceanu, a może spłonąć w ogniu pocałunków ukochanego? “The Loneliest Girl in the World”- najsamotniejsza dziewczyna na świecie- jest też najodważniejszą dziewczyną na świecie… wybiera ogień („…I’m ready now to burn…”).
Jak Stary Maneż zdołał pomieścić te wszystkie emocje i … nie spłonąć z wrażenia? Może dlatego, że Rykarda w utworze „Your Safety is My Concern” zapewniała- w sytuacji zagrożenia można na niej polegać „..in the event of an emergency you can rely on me..”. Alicja jej wierzy całą sobą. Artystka z pewnością była głęboko poruszona paryską tragedią, ale zachowała siłę i spokój, prawdziwy i błogosławiony w takich sytuacjach American Spirit. Coś, co dla wielu z nas nie zawsze jest zrozumiałe, choć niektórzy potrafią jeszcze dzisiaj zachwycić się poezją Walta Whitmana, która budowała tożsamość nowego kraju za oceanem…
„Kim jest ta Rykarda i dlaczego do tej pory o niej nie wiedziałem?”- zapytał mnie pewien przypadkowy widz… To właśnie dlatego Alicja Wam nieustająco koncertowo „donosi”. W ten smutny dla świata listopadowy wieczór, podobnie jak cała widownia, Wasza korespondentka czuła się bezpiecznie pod „artystyczną ochroną” pani Parasol. I tak, jak z pewnością wielu, którym serce coraz mocniej przyśpieszało w trakcie całego koncertu, Alicja poczuła pełną gotowość, by zapłonąć…’Ready to burn…”
Bon voyage, Rykardo!
Alicja ma taką jednoosobową petycję do organizatorów wszystkich koncertów- bilety do poszczególnych stref należy sprzedawać według wzrostu, a miejsca siedzące według masy ciała. Cały koncert przesiedziałam na połowie krzesła, dwa i pół miejsca obok zajmowała pewna puszysta para. Na szczęście tym razem nie przeszkadzało mi to tak bardzo, gdyż głównie lewitowałam unoszona dźwiękami ze sceny…