O trudnej sprawie słów kilka
Mogłabym napisać felieton o nowym filmie Janka Komasy, bo mam ostatnio tyle wolnych wieczorów, że znalazłam czas na dobre kino. Wolę jednak zachować chronologiczny porządek i wyjaśnić, jakie warunki umożliwiły mi realizację zainteresowań filmowych. Poza tym, nie mogę dłużej unikać tematu wszechobecnego koronawirusa.
Już dwa tygodnie temu, pisząc kolejny tekst, unikałam tematu koronawirusa jak ognia. Słowo atakowało mnie z każdej strony, więc pomyślałam, że nie będę dodatkowo sama się biczować. Wiadomo, był strach, myśli wciąż krążyły wokół wizji niewidzialnych zabójczych cząsteczek, które mogą atakować w niewidoczny sposób. Największą próbę odwagi przeszłam podczas podróży pociągiem. Zostałam umiejscowiona w przedziale z rzężącym, chrapliwym mężczyzną, który co chwilę kaszlał wypluwając z siebie śmiercionośne zarazki. Obraz mnie, zamkniętej w szpitalu na zakaźnym był bliski.
Po dwóch tygodniach otrzymywania nasilonych bodźców z telewizji, radia, Internetu, gdzie mój stan lękowy powinien być kilkukrotnie większy, jest zupełnie odwrotnie. Pomijając fakt, że długotrwałe straszenie mediów może spowodować spowszednienie tematu, spojrzałam na pandemię realnie. Warto zacząć od tego, iż świat niejednokrotnie przechodził epidemie i pandemie. Poradził sobie z tym, pomimo słabiej rozwiniętej technologii czy medycyny. Choć koronawirus rozprzestrzenił się błyskawicznie, Chiny już poradziły sobie z okiełznaniem klęski, a inne kraje podejmują zdecydowane kroki, by z nim walczyć. Poza tym, stopień umieralności, w porównaniu z „hiszpanką”, ospą prawdziwą czy AIDS, jest stosunkowo niewielki[1]. Ciężko o konkretne liczby, jednak dane z krajów europejskich mówią o znacznie mniejszej śmiertelności w stosunku do Chin, a Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób zaznacza, że nie jest tak wysoka, jak przewidywano[2].
Poważne kroki podjęte przez wiele państw walczących z niebagatelnej mocy cząsteczką może niektórych przerażać. Strach tłumaczy odruch robienia zapasów żywnościowych i papieru toaletowego (co trochę kojarzy mi się z opowieściami rodziców o czasach komuny). Pozamykano mnóstwo sklepów, urzędów, przychodni, restauracji, szkół, uczelni. Kontakt z drugim człowiekiem został ograniczony do minimum. I myślę, że dobrze radzą w telewizji, by ten specyficzny czas wykorzystać w jak najlepszy sposób. Jedni sprzątają, inni czytają książki, rodziny wreszcie mają okazję się poznać…Ja obejrzałam film Komasy (o czym napiszę w następnym felietonie) i nie zamierzam na nim skończyć. Nie bez powodu wspomniałam wcześniej, że mam wolne wieczory, bo za dnia muszę nadrabiać materiał ze studiów. Swoją drogą, dobrze, że oświata wykorzystuje dobra technologiczne. To chyba najlepszy ratunek na zakrawającą o zawał wizję zajęć podczas wakacji.
Na jednej ze stacji informacyjnych stworzono specjalny codzienny raport o koronawirusie. Muzyka dobrana do początku do końca programu ma, w moim odczuciu oddźwięk apokaliptyczny, tworzy aurę strachu i grozy. To dobrze odzwierciedla sposób zdobywania widzów przez media, w myśl stwierdzenia: „bad news is good news”. Nie dajmy się nabrać sztucznie „pompowanej” bańce informacyjnej, bowiem w dzisiejszych czasach trudno o szczery przekaz rzetelnych wiadomości. Używajmy mediów z dystansem i własnym rozumem.
Reasumując, ciężko dostosować się do sytuacji, która nam się nie podoba. Może niektórzy przeklinają okres panoszenia się wirusa, bo nie mogą robić tego, na co mają ochotę. Jednak nie zawsze trudna sytuacja jest zła. Często jest po prostu wyzwaniem. Wprowadzone obostrzenia to dobry czas na przełamywanie swoich codziennych schematów, odnajdywanie nowych zainteresowań i ćwiczenie cierpliwości. Tego, oprócz zdrowia, życzę nam wszystkim.
Zuzanna Gabrel
Photo by CDC on Unsplash