Iberyjskie mogiły
Niedawno miałam okazję wysłuchać nagrania ze spotkania reporterskiego odnośnie Hiszpanii[1]. Dwie podróżniczki opowiadały o doświadczeniach, jakie zgromadziły po kilkuletnim pobycie za granicą. Nastawiłam się na konwersację rozkładającą na czynniki pierwsze mentalność mieszkańców Hiszpanii. Zaczęto jednak od innej kwestii.
Reporterki wspomniały o mapie Hiszpanii, pokrytej ogromną ilością kolorowych kropek[2]. To miejsca, w których wciąż leżą szczątki poległych przeciwników politycznych w wojnie domowej z lat 30. Mapa znajduje się na stronie hiszpańskiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Punkty nie są jednak precyzyjne i często, kopiąc w tym miejscu dół okazuje się, że nic w ziemi nie ma. Jedna z reporterek, Katarzyna Kobylarczyk w swojej książce przytoczyła określenie kropek jako miejsc na mapie wskazujących, gdzie „zlokalizowano szczątki osób, które w sposób wymuszony zaginęły podczas hiszpańskiej wojny domowej w latach 1936–1939 lub w wyniku następujących po niej represji”[3]. Kolory kropek dzielą mogiły na już ekshumowane, nieekshumowane i takie, które „zniknęły”.
Hiszpania, po krwawym starciu rządowego „frontu ludowego” i frankistowskiego „frontu narodowego” postanowiła nie skupiać się na winach i stratach w 150 tysiącach ofiar, ale pójść do przodu i odbudować kraj. W latach 60. odnotowano okres szybkiego wzrostu gospodarczego. Po śmierci generała Franco w 1975 roku zaczęto budować kraj na fundamentach demokracji. Może w ten sposób było im łatwiej zabliźniać rany. Może próby pociągania do odpowiedzialności za czyny z lat 30. wywołałyby kolejne konflikty i kompletne niezrozumienie żalu obu stron minionej wojny. Zbyt dużo ofiar, zbyt wiele tragedii. Działania rządu maskujące przeszłość. Tak było łatwiej. Do czasu, gdy nastało pokolenie wnuków ofiar. Musiało minąć ćwierć wieku od śmierci generała Francisco Franco, by rodziny odważyły się szukać swoich zamordowanych bliskich. Często jednak poszukiwania kończą się fiaskiem. Ciała były wrzucane do zbiorowych mogił. Znając miejsce zamieszkania poległego przodka rodzina udaje się tam, rozmawia ze starszymi mieszkańcami, którzy może jeszcze coś pamiętają i kojarzą sąsiada, ewentualnie wskażą, gdzie mniej więcej był zakopany. (Dodam, że społeczeństwo, które pamięta wojnę domową wymiera). Ewentualnie sugeruje się mapą ze strony MS. Idąc takim tropem można albo bezskutecznie kopać mnóstwo dziur wokół siebie, albo znaleźć kolejną anonimową mogiłę, gdzie wszystkie kości są ze sobą wymieszane. A i tak po kilku miesiącach badań archeologów i patologów okaże się, że kości są zbyt stare na identyfikację, lub pośród nich nie ma szukanego przodka.
Chciałabym koniecznie wyjaśnić kategorię mogił, co „zniknęły”. Otóż kropka o kolorze białym zawsze wskazuje miejsce, gdzie w rzeczywistości teraz stoi sklep, wyłożony jest chodnik, biegnie droga krajowa. Dziennikarka uargumentowała zjawisko w ironiczny sposób, pisząc: „Kraj szedł przecież naprzód, rozwijał się, otwierał na zmiany, zapraszał turystów i realizował potrzeby społeczeństwa. Trzeba było w końcu dać ludziom godne mieszkania, zaopatrzyć ich w rozmaite artykuły i po ludzku dowieźć, a to – uznano – było ważniejsze i pożyteczniejsze niż bezsensowne babranie się w przeszłości i rozdrapywanie starych ran”. Odnoszę wrażenie, że powyższe słowo „zniknęły” jest trochę jak mały plasterek na krwawiącą ranę złamania otwartego z przemieszczeniem.
Społeczeństwo Hiszpanii nadal żyje przeszłością. Nałożyło na siebie maski, symbolizujące nadzieję na lepsze jutro. Nie dało ujścia emocjom, które wciąż piętrzą się i nawarstwiają, dotykając młodsze pokolenia. Myślę, że ból narodowy będzie się ciągnąć wiekami, dopóki wszyscy nie staną z przeszłością twarzą w twarz.
Zuzanna Gabrel